Waloryzacja z perspektywy firmy konsultingowej – Vintage Consulting #219
Vintage Consulting zajmuje się doradztwem w zakresie zarządzania technicznego i kontraktowego. Łączna wartość projektów, w których brali udział eksperci firmy, przekracza 1 miliard euro. W portfolio projektów ma inwestycje realizowane w Polsce, Ukrainie czy Kuwejcie.
W rozmowie panowie Jakub Białachowski (partner) oraz Tomasz Maza (koordynator zespołu roszczeń i analiz) dzielą się swoimi przemyśleniami na temat waloryzacji kontraktów budowlanych.
Złe praktyki w zakresie klauzul waloryzacyjnych
ŁM – Macie Panowie jakieś przykłady sytuacji gdzie mechanizm waloryzacji stworzony przez zamawiającego zderzał się z rzeczywistością? Zamawiający wpisał jakąś klauzulę waloryzacyjną w umowie, a później, kiedy wrzucono dane w excela okazało się, że jest duży ból głowy, bo nie tak do końca miało to wyglądać.
Jakub Białachowski, Partner, Vintage Consulting – Przychodzą mi do głowy przede wszystkim starsze kontrakty PKP PLK. Kiedy pojawiły się w nich pierwsze klauzule zawierały dwa niekorzystne z punktu widzenia wykonawców elementy. Pierwszy to uzależnienie samego rozpoczęcia procesu waloryzacji od zgodności wykonywania robót z obowiązującym harmonogramem. W połączeniu z innymi postanowieniami tych kontraktów – ustalającymi chociażby, że zamawiający ani inżynier harmonogramu nie zaakceptuje harmonogramu, który wykracza poza pierwotny Czas na Ukończenie – powodowało, że ta klauzula stawała się martwa. Nie wiem czy Pan zna kontrakt, który byłby w harmonogramie. Duże inwestycje w praktyce chronicznie są poza harmonogramem. Stworzymy harmonogram i już na drugi dzień roboty są delikatnie z tyłu.
ŁM – Tak, parę lat temu stawialiśmy dom i kiedy zaczynaliśmy zastanawiałem się czy na tak mikro-projekcie uda się dowieźć termin zgodnie z pierwotnymi założeniami. Rzeczywistość pokazała, że się nie uda. Także infrastruktura też raczej nie ma co na to liczyć, szczególnie w wydaniu za projektu i buduj.
JB – Dokładnie. I teraz jeszcze drugi problematyczny element z dokumentów PKP PLK. Brak precyzyjnego wzoru na liczenie waloryzacji. Wyglądało to niż na przykład w kontraktach Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. W nich jest bardzo precyzyjny wzór i opisane są wskaźniki, którymi należy się posłużyć. W tych starszych kontraktach PKP PLK mechanizm kalkulacji jest bardzo niejasny i pozwalający na różne interpretacje. Przez to kwoty do których dochodzi zamawiający i do których dochodzi wykonawca są rozbieżne. I ten rozstrzał jest bardzo duży w tych starszych kontraktach PKP PLK.
Gotowość zamawiających do waloryzacji
ŁM – Panie Tomaszu, działacie Państwo też jako konsultant zamawiającego. Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Przychodzi wniosek waloryzacyjny. Ocenia go Pan i dochodzi do wniosku, że wykonawca wprawdzie założył przesadnie różowe okulary i cała kwota, której się domaga nie powinna mu przypadać, ale dajmy na to 71% Pan jako profesjonalista uznaje za rzeczywiście zasadne. Jakie ma Pan wrażenia co do decyzyjności zamawiających, kiedy już dostaną taki feedback od swojego doradcy zewnętrznego? Temat jest zamykany sprawnie aneksem, ponieważ wszystko jest już jasne czy dalej mamy jednak mielenie i gdzieś to utyka?
Tomasza Maza, Koordynator Zespołu Roszczeń i Analiz, Vintage Consulting – Szerokim echem, także wśród zamawiających, odbiło się stanowisko Prokuratorii Generalnej RP dotyczące waloryzacji. Mam wrażenie, że zamawiających zmroził ten wyimek, w którym Prokuratoria stwierdziła, że waloryzować wręcz należy, nie tylko można. Zamawiający do tej pory traktowali waloryzację jako zło konieczne. Waloryzowanie było odbierane jako taka groźba ze strony wykonawców. Zamawiający myśleli na zasadzie „Jak coś to może i Wam zwaloryzujemy, ale najlepiej byłoby gdyby tego się dało uniknąć”. Kiedy Prokuratoria postawiła jasne stanowisko, że jednak trzeba waloryzować zamawiający nie do końca komfortowo czują się z takim zaleceniem dosypywania pieniędzy wykonawcom. Chodzi oczywiście o dyscyplinę finansów publicznych.
Wydaje mi się, że delikatnie coś zaczyna się ruszać i powiew zmian zaczyna być wyczuwalny, ale wciąż jest to dość duży opór materii. Chodzi nawet o taką zwykłą decyzyjność kiedy dana osoba decyzyjna w spółce gminnej czy w jakiejś jednostce samorządu musi podpisać się pod waloryzacją. Na razie wciąż jest duże wahanie, czy faktycznie, czy aby na pewno, możemy to zrobić.
Polski rynek budownictwa a rynki zagraniczne
ŁM – Działacie Państwo nie tylko na polskim rynku. Panie Jakubie, gdyby przypomniał mi Pan, gdzie poza granicami kraju jeszcze jesteście obecni w miarę regularnie?
JB – Mamy stałe biura w Kijowie, Katarze i Rumunii.
ŁM – Ok, wydaje mi się, że możecie sobie pozwolić na pewne, przynajmniej ogólne, obserwacje porównawcze co do praktyki, co do kultury współpracy. Dlatego chciałem zapytać o trawę. Tą według legendy zawsze bardziej zieloną u sąsiada.
Czy za tymi płotami, na tych rynkach widzi Pan, że nawet jeżeli nie cały trawnik, to powiedzmy źdźbła co po niektóre rzeczywiście są bardziej zielone i korzystnie byłoby przeszczepić te elementy do nas jeżeli chodzi o roszczenia wykonawców wobec zamawiających?
JB – Myślę, że szczególnie w kulturze anglosaskiej roszczenia w procesie inwestycji budowlanych są czymś oczywistym. Nie są traktowane jako wrogi akt, tylko jako naturalny element procesu inwestycyjnego. Może to jest ta bardziej zielona trawa. Natomiast praktyka pokazuje, że problemy na trawnikach są podobne.
Mamy przyjemność pracować dla wykonawców zagranicznych, którzy w Polsce borykają się z problemem roszczeń. Tworzymy dla nich chociażby opinie na temat waloryzacji. Widzimy niezrozumienie wśród tych klientów dla wrogości naszych polskich zamawiających. Firmy zderzają się z niezrozumieniem ze strony zamawiającego. W odczuciu tych zagranicznych wykonawców procedowanie roszczeń jest dużo bardziej uciążliwe i tak po ludzku ciężkie.
Szacownie ryzyka przez wykonawców
ŁM – Panie Tomaszu, pobłądziliśmy trochę w chmurach na temat tego jak mogłoby być lepiej w waloryzacyjnej rzeczywistości. Teraz zajdźmy do okopów. Liczby, które wykonawca powinien mieć zawsze z tyłu głowy, jeżeli myśli o waloryzacji. Liczby, które musi być w stanie pokazać zamawiającemu, żeby rzeczowo rozmawiać o waloryzacji, żeby nie występować na zasadzie „daj dwa miliony, bo Ukraina”. Jakie to liczby?
TM – Dla części firm to może być odrobinę zaskakujące, ale wykonawcy powinni zacząć myśleć o potencjalnej waloryzacji nie w momencie kiedy skończą się pieniądze na realizację kontraktu, ale już w momencie kalkulowania oferty do przetargu. Powinni zadać sobie pytania zaczynające się od „co będzie?”. „Co będzie, jeżeli skończą się nam pieniądze?”. „Co będzie, jeżeli coś się stanie i nie będziemy w stanie dokończyć tego kontraktu?”.
W swojej praktyce obserwuję, że tym czego firmy często po prostu nie mają – bo na etapie ofertowania zwyczajnie tego nie robią – jest kalkulacja w konkretny sposób ryzyk, które na etapie liczenia i sporządzenia oferty powinien skalkulować wykonawca. Jakie jest ryzyko? Co przewidujemy, że może się stać? Plus poparcie tego jakimikolwiek obliczeniami bądź też opisem. Na jakiejś podstawie to ryzyko kontraktowe muszą przyjąć.
ŁM – Dobra, to pobawmy się teraz w bardziej precyzyjne rozmowy. Dwa, trzy przykłady takich ryzyk, które wykonawca zawsze powinien w cenę wrzucić, to według Pana…
TM – Przeszłe wzrosty. Powinniśmy spojrzeć na przeszłe wzrosty chociażby cen materiałów w okresie odpowiadającym czasowi realizacji kontraktu.
Załóżmy, że mamy kontrakt na 5 lat. Spójrzmy na cenę stali, cenę betonu, jak kształtowała się ona w poprzednich 5 latach. Wiadomo, że nie można tego przekładać jeden do jednego, że skoro w poprzednich 5 latach było wzrost o 20%, to w kolejnych wtedy będzie 20%. Ale skoro sytuacja w przyszłości była taka, że ceny rosły dlaczego mielibyśmy założyć, że nagle przestaną? Prawdopodobnie one będą rosły dalej.
W idealnym świecie wykonawcy powinni zakładać ten bufor na wzrost cen w swoich ofertach. Wiem, że niestety w rzeczywistości konkurujemy najniższą ceną. Jeżeli zakładamy bufor na poziomie takim, jaki powinni byśmy założyć, to najprawdopodobniej nie wykonywaliśmy żadnego przetargu.
ŁM – To jest często powtarzająca się uwaga. Ci dobrze szacujący wykonawcy to ci, którzy mają sporo wolnego czasu żeby szacować dzięki temu, że nie muszą prowadzić robót, bo niczego nie są w stanie wygrać.
TM – Niestety to jest akurat prawda. W naszej praktyce kilka razy tak dla sportu zrobiliśmy kalkulację wsteczną do zakończonych przetargów. Uwzględniliśmy to co powinien był uwzględnić wykonawca patrząc bardzo profesjonalnie na cały zakres swoich robót. Okazało, że tak skalkulowana oferta nie mieściła się w pierwszej szóstce na ośmiu startujących do przetargu.
Napisz komentarz