Zamawiający też musi zachowywać się jak profesjonalista
Rzadko można spotkać takie uwagi ze strony sądów, tymczasem w tym przypadku:
1. wszystkie padły w jednym wyroku,
2. dotyczyły wiodącego zamawiającego (szanując anonimizację nie napiszę, którego; podpowiem jedynie, że robi w drogach i autostradach oraz nazwowo wykazuje konotacje militarne).
Jakie konkretnie strzały padły zza stołu sędziowskiego?
Zamawiający nie weryfikował dokumentacji projektowej, w szczególności przedmiaru, mimo tego, że przy zachowaniu należytej staranności mógł wychwycić niezgodność na linii przedmiar-kosztorys.
Tak, sąd podkreślił, że sprawdzić dokumentację powinien także kupujący ją zamawiający i tak, także on ma w tym zakresie wymogi należytej staranności.
Zamawiający poprosił projektanta o wyjaśnienia problematycznej części dokumentacji projektowej już po zawarciu umowy z wykonawcą, co sąd ocenił to jako element przyjętej przez niego taktyki polegającej na intencjonalnym zmierzaniu od początku do uniknięcia uczciwej zapłaty za roboty.
Tak, sąd pośrednio zauważył, że nie tylko po stronie wykonawczej istnieje ryzyko patologicznych działań, nie zasługujących na ochronę prawną.
Zamawiający w rzeczywistości wiedział jaki jest prawdziwy zakres spornych prac oraz to, że rozjazd pomiędzy nim a tym wskazanym w przedmiarze sięga 2.382%. Światła dziennego wiedza to nie ujrzała, ponieważ dwa oddziały zamawiającego nie skomunikowały się ze sobą, żeby podzielić się posiadanymi informacji. Sąd nie miał wątpliwości, że to problem i konsekwencje zamawiającego.
Znów wracamy do należytej staranności inwestora. W tym kontekście sąd podkreślał doświadczenie zamawiającego oraz wynikające z niego know-how. Know-how, które powinno być stosowane do każdej inwestycji. Z tego standardu zamawiającego nie zwalnia fakt, że oddział A nie wie, co słychać w oddziale B. Zasada „niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa” nie znajduje tu zastosowania.
W trakcie przetargu wykonawca musiał tłumaczyć się zamawiającemu z rażąco wysokiej ceny pozycji. Tak, wysokiej. Co z tego wynika? To, że wykonawca (naczytawszy się orzecznictwa) postanowił zrobić jak mu się notorycznie wskazuje, tj. zweryfikował, skalkulował, uwzględnił itp.
To piękny obrazek tego jak wyglądałaby rzeczywistość zamawiających, gdybyśmy naprawdę dopłynęli do krainy rynku, na którym wykonawca ma uwzględnić w cenie „wszystko” i rzeczywiście uwzględnia „wszystko”. Otwarcia ofert zakończone byłyby długim patrzeniem sobie w oczy, zakończonym bezradnym rozłożeniem rąk.
A propos ryzyka. Ładna rzecz wypłynęła też na kosztach transportu materiału z rozbiórki. Na etapie przetargu zamawiający określił, że będzie on wykonywany do max 100 km. W trakcie realizacji okazało się jednak, że wykonawca ruszał tylko w kilkukilometrowe sprinty. Wniosek zamawiającego? Należy obniżyć wynagrodzenie. Wniosek sądu? Zamawiający po raz kolejny wykazał się brakiem profesjonalizmu i płaci tyle, na ile się umówił.
Jak powinien zachować się profesjonalista? Już na etapie przetargu powinien wskazać jednoznacznie miejsca składowania materiału. Nie ma podstaw do tego, żeby zamawiający premiowany był za niedbałość spod znaku „Dobra, teraz wyceńcie a później powiemy co robić”.
Kiedy spór wypłynął na etapie realizacji robót inżynier kontraktu zajmując stanowisko uznał, że wykonawca po prostu ma rację. Zdania nie zmienił pomimo pressingu ze strony zamawiającego, prowadzonego metodami formalnymi i nieformalnymi. Zmienił się więc inżynier kontraktu. Operacja się powiodła, jednak pacjent nie przeżył – nowym IK miał bowiem takie samo zdanie, jak jego poprzednik.
Skoro nawet Twoi ludzi, szacowny zamawiający, nie mieli wątpliwości co do tego, kto ma rację w tym sporze (i to nawet pomimo mniej bądź bardziej zdecydowanych nacisków z Twojej stronie) nie budzi wątpliwości także to, że cała Twoja konstrukcja argumentacji to nic więcej, niż tworzenie naciąganego obrazu rzeczywistości na potrzeby procesu sądowego.
Podsumowując – cała problematyczna sytuacja to wyłącznie efekt podjętej przez zamawiającego próby przerzucenia na wykonawcę odpowiedzialności za własne:
1. zaniedbania,
2. brak profesjonalizmu,
3. brak dbałości o pieniądze polskiego podatnika w trakcie przygotowania inwestycji.
To diagnoza sądu. Tak, to o pieniądzach podatnika też.
Napisz komentarz