lip 03, 2023

Łukasz Mróz

Miarkowanie kar umownych w praktyce sądowej #220

„Panie mecenasie, ale na jakie konkretnie obniżenie kary przez sąd możemy liczyć?”. To pytanie, które słyszę regularnie , kiedy omawiamy scenariusz przyszłego procesu i pojawia się wątek miarkowania kar przez sąd. Każdy, kto miał okazję współpracować z prawnikiem wie jak bardzo lubimy rzucać kartę „To zależy”. Jednak akurat w przypadku miarkowania takie zagranie jest bardzo uzasadnione.

Zmniejszanie kar umownych należy do sfery uznania sędziowskiego. Już sama ta nazwa wskazuje, że ciężko mówić o powtarzalnych prawidłowościach. Ilu sędziów, tyle uznań sędziowskich.

Mimo to zadałem sobie pytanie „Ale czy nie moglibyśmy jednak udzielić klientom odpowiedzi bardziej konkretnej niż klasyczne <<to zależy>>”?

Efektem tego pytania było badanie ponad 200 wyroków, w których sądy zajmowały się miarkowaniem kary umownej. Z tej próby wyciągnąłem wnioski, które znajdziesz w tekście niżej.

Rezultaty analizy nie są prostą odpowiedzią na pytanie „O ile sąd zmiarkuje karę w mojej sprawie?”. Wyjaśnienia tak postawionej kwestii nie uzyskasz inaczej, niż czytając wyrok kończący Twój proces. Wyniki badania postrzegam jako punkt zaczepienia, dający więcej konkretów, niż standardowe „To zależy”. Przy wszystkich niedoskonałościach to i tak więcej, niż puste „To zależy”.

Zanim przejdę do omówienia wyników chcę poświęcić zdanie, żeby podziękować za ogromny wkład, który w powstanie tej analizy mieli Gabriela Klim i Szymon Skibicki. To na ich barki spadł gros pracy. Przebili się bowiem przez te dwie setki wyroków wyłapując ich rozstrzygnięcie i podstawy zmniejszenia kar. Moją, zdecydowanie mniej obciążającą, cegiełką było zagregowanie danych, przełożenie ich na czytelne wyniki i podzielenie się swoimi wnioskami.

O metodologii badania możesz przeczytać na końcu tekstu.

Średnia miarkowania

Pierwszą liczbą, która pojawia się w tego typu opracowaniach jest średni wynik. Zacznijmy więc od tego miejsca. Średnią wyliczyłem z rozbiciem na trzy pozycje: sądy I instancji, sądy II instancji oraz sądy ogółem.

Sądy I instancji – 29%

Sądy II instancji – 38%

Sądy ogółem – 33%

Moje wnioski

Mało. To pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, kiedy excel wyrzucił wynik średniej. Kary umowne stosowane są w budownictwie powszechnie, a kiedy już pojawią się w treści kontraktu zwyczajowo także są naliczane zgodnie z jego założeniami. Dotyczy to w szczególności rynku zamówień publicznych, gdzie inwestorzy właściwie z automatu przyjmują zasadę „Mamy bezwzględny obowiązek stosowania obciążeń przewidzianych w umowie”. Prowadzi to do sytuacji, gdzie nawet kary umowne mieszczące się w rynkowym standardzie (np. nieśmiertelne 0,5% wynagrodzenia dziennie za naruszenie terminu zakończenia robót) z automatu niosą ryzyko wysypania rentowności projektu z perspektywy wykonawcy. Biorąc pod uwagę marżowość budownictwa nawet kilkanaście dni obsuwy może sprawić, że wykonawca w miejsce zysku zobaczy konieczność pokrycia ze swoich środków części budżetu inwestycji.

Przy tych średnich miarkowania nie można uznać za realne narzędzie ochrony wykonawców przez nadmiernymi obciążeniami karami. Taką rolę miarkowania podkreślił Sąd Najwyższy w uchwale przyjmującej brak konieczności określania jednoznacznego limitu kar umownych „kroczących”, czyli naliczanych za dzień danego naruszenia (np. każdy dzień zwłoki w usunięciu wad). Jednak na moim kompasie etyki biznesu to, że wykonawca miałby liczyć na zmniejszenie kar o 1/3 nie jest dostateczną ochroną. Pozostałe 2/3 często będzie bowiem nadal kłóciło się z koncepcją sprawiedliwej współpracy i proporcjonalnego obciążania wykonawcy za uchybienia w niej.

W podejściu sądów regularnie wybrzmiewa myśl, że miarkowanie powinno być dokonywane powściągliwie. Skoro bowiem strony na pewien poziom obciążeń się umówiły, to sąd umówienie te powinien szanować. Prowadzi to do tego, że miarkowanie już na starcie stawiane jest jako limitowane narzędzie limitowania kar. W moim odczuciu jest to podejście metodologicznie błędne. Praktyka sądowa powinna ulec w tym zakresie znaczącej zmianie w kierunku traktowania miarkowania jako standardowego narzędzia, którego zastosowanie na poziomie wysokich kilkudziesięciu procent nie jest niczym wyjątkowym. Pozwoliłoby to korygować praktykę rynku ubierającego mieszankę adhezyjności i „u nas jest tak od zawsze” w płaszczyk zasady swobody umów.

Wracając jeszcze na chwilę do prawniczego „To zależy” – na obronę zasadności jego stosowania mogę powiedzieć, że wyroki które analizowaliśmy obejmowały pełne spektrum miarkowania: od 0 do 99%. Pokazuje to, że miarkowanie pozostaje loterią. Niestety dla wykonawców – loterią o niskich stawkach, o czym niżej.

Rozkład grup miarkowania

Średnie arytmetyczne mają to do siebie, że są ogromnie uproszczonym obrazem rzeczywistości. Mówienie o tym, że pies ma średnio trzy łapy, ponieważ jeden z badanych egzemplarzy dysponuje kompletem, a drugi po nieszczęśliwym wypadku ma tylko dwie, nie jest najlepszym wnioskowaniem.

Także w przypadku naszego badania zdecydowanie ciekawsze prawidłowości pokazują się, kiedy zbliżymy do wyroków szkło powiększające. Przykład takiego zbliżenia widzisz niżej. Wykres pokazuje rozkład wyroków podzielonych na przedziały miarkowania co 10%.

Moje wnioski

Po pierwsze, sądy przede wszystkim nie miarkują kar. Pierwszy z lewej, najwyższy słupek na wykresie to ponad 100 wyroków, w których sądy nie zdecydowały się na obniżenie kwoty naliczonej dłużnikowi chociażby o złotówkę. Było to dla mnie kolejne zaskoczenie w wynikach analizy. Intuicyjnie zakładałem zawsze, że miarkowanie jest rzeczą, która jest w zasięgu ręki jak hamulec bezpieczeństwa w pociągu. Liczby pokazują jednak że jest to raczej hamulec w starym, nieremontowanym wagonie, który osoba sprawdzająca spełnienie norm bezpieczeństwa odwiedziła ostatnio, kiedy w taborze wciąż dominowały lokomotywy parowe. Niby jest dostępny, ale nawet jeżeli pociągniesz za linkę raczej nie zadziała. Jest to o tyle istotne, że w moim odczuciu w wielu wyrokach w których sąd odmówił miarkowania występowały podstawy do chociażby częściowego zmniejszenia kary.

Po drugie, pierwszą znaczącą grupą miarkowania jest Salomonowe 50%. Lektura wyroków regularnie skłaniała mnie do wniosku, że niezależnie od wstępu argumentacyjnego przyjętego przez sąd wniosek pozostawał ten sam. „Biorąc pod uwagę okoliczności X, Y i Z karę należy zmiarkować o połowę”. Mniejsza o to, co trafiało w miejsce zmiennych X, Y i Z czy też czy dochodziły do nich dodatkowo zmienne A, B i C, po znaku = występowało 50%. Szczególnie można to zaobserwować w wyrokach sądów II instancji, co widać też w nieco wyższej w relacji do I instancji średniej miarkowania. Rezultat ten odbieram jako wyraz uproszczonej sprawiedliwości na zasadzie „Spotkajcie się w połowie drogi”. Uproszczonej, ponieważ nieadekwatnej do niuansów konkretnych przypadków i pozostawiającej ryzyko przesadnego obciążenia wykonawcy.

Po trzecie, „wysokie miarkowanie” zaczyna się na 70%. Obniżenie kar z tego zakresu było zarezerwowane dla przypadków, w których okoliczności uzasadniające miarkowanie ważyły sporo. W przypadku wyroków z tej kategorii sam miałem niekiedy refleksję, że dany przypadek kwalifikuje się już nawet nie na zmniejszenie kary, ale na zniesienie jej do zera z uwagi na nadużycie prawa do żądania zapłaty kary przez wierzyciela. Pocieszające z perspektywy wykonawców może być to, że wspinaczka przez sąd na miarkowaniowe himalaje nie jest absolutnym wyjątkiem. Kumulatywnie liczba wyroków z przedziału 70-90+% jest większa, niż tych z miarkowania „połówkowego” na 50%.

Gdybym miał ubrać tą część analizy w krótką informację do przekazania klientowi brzmiałaby ona następująco:

Sądy najczęściej nie miarkują kary wcale. Jeżeli już zdecydują się na jej obniżenie najchętniej sięgają po obcięcie kary o połowę. Wysokie miarkowanie, zarezerwowane dla przypadków gdzie kwota kary wywołuje przewrócenie oczami, zaczyna się od 70%.

Wyższe miarkowanie po apelacji

Jeżeli wierzyć Markowskiemu trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym. W tematach miarkowaniowych można to zmienić na rozważanie „Czy ponownie wejść do ringu po przegranej w pierwszym pojedynku?”. Ok, porzucając kwieciste porównania – czy warto składać apelację, jeżeli I instancja nie miarkowała kar zgodnie z naszymi oczekiwaniami? Odpowiedź zacznijmy od wykresu.

Moje wnioski

Najczęstszą odpowiedzią na pytanie o sens dalszej batalii sądowej w przypadku spraw, które badaliśmy było „Nie, nie warto”. W 68% przypadków sąd II instancji utrzymał miarkowanie I instancji. Pamiętaj przy tym, że obejmuje to zarówno brak uwzględnienia żądania zmiany polegającej na podwyższeniu miarkowania, jak i na jego obniżeniu. Z perspektywy prawnika jest to zrozumiałe. Wspominałem już o tym, że miarkowanie to sfera decyzyjności sędziego. Jedną z konsekwencji tego stanu rzeczy jest to, że inny sędzia – w tym kolega z wyższej instancji – powinien w nie ingerować tylko, jeżeli widzi, że pierwsza instancja bardzo pobłądziła. Wynika z tego również, że jeżeli już zmiany mają być dokonywane, nie powinny być drobne, lecz istotne.

Mogę podzielić się też nieco bardziej optymistyczną z perspektywy wykonawców informacją. Jeżeli już sąd decydowała się na zmianę wyroku I instancji to zdecydowanie częściej zwiększał poziom miarkowania, niż go obniżał. Pierwsze rozstrzygnięcie wystąpiło w 23% wyroków, drugie w 9%.

Sądy z najwyższym miarkowaniem

Inną kwestią, która mnie zainteresowała był geograficzny aspekty miarkowania. Jak praktyka miarkowania wygląda w poszczególnych miastach? W końcu strony mają możliwość zawierania w umowach klauzul wskazujących właściwość miejscową sądu, w którym się spotkają czemu więc nie wybrać na miejsce turystyki procesowej destynacji z najlepszą średnią gwiazdek w wystawionych przez wykonawców opiniach?

Podium Mistrzostw Polski w Miarkowaniu wygląda następująco:

3 miejsce – apelacja białostocka z 34,2% (biorąc pod uwagę lokalny patriotyzm – dla mnie to się podoba)

2 miejsce – nadmorskie miasto, które ma zaskakująco daleko do Bałtyku, czyli apelacja szczecińska z 35,8%

1 miejsce – parafrazując Pazurę, Łódź, kurka! Apelacja łódzka z 36,4%

Ciekawym miastem w zestawieniu był Lublin z bardzo wysokim wynikiem 42,9%. Jednak biorąc pod uwagę, że miałem do dyspozycji małą próbę wyroków (12 orzeczeń) uznałem, że to za mało miarodajny zbiór dla ujęcia w zestawieniu TOP3.

Dla równowagi rzućmy też okiem na to gdzie miarkowanie zasądzone było w najniższej wysokości.

Smokowi wawelskiemu w miejsce owiec zaczęto chyba przekazywać firmy płacące kary umowne, ponieważ w apelacji krakowskiej średnie miarkowanie wyniosło 23,7%, co dało jej ostatnie miejsce w zestawieniu.

Warto wspomnieć też słowo na temat Warszawy. Jeżeli chodzi o ogólny wynik szału nie ma, ponieważ wylądowała na przedostatnim miejscu. Jednak trafiła tam przez interesujący pakiet rozstrzygnięć sądów. Stolica okazała się miastem kontrastów. Z jednej strony miała najwięcej wyroków przyjmujących 0% miarkowania, ale z drugiej zaliczyła też niemały pakiet spraw ze zmniejszeniem na 80+%, które wyciągnęły średnią w górę. Nieszczególnie reprezentowana była natomiast miarkowaniowa klasa średnia. Mamy więc przykład literalnego stosowania powiedzenia „Albo grubo, albo wcale”.

Miarkowanie na przestrzeni lat

Ostatnią prawidłowością, którą chciałem ocenić było układanie się poziomu miarkowania w poszczególnych latach. Interesowało mnie to czy można zaobserwować jakieś trendy w orzekaniu przez sądy – kierowanie się krzywej w górę bądź w dół. Obraz miarkowania na przestrzeni lat rysuje się niżej.

Moje wnioski

Do tej części opracowania podchodzę z największym dystansem. Analizując wyroki i kontekst czasów, w których zapadały nie dostrzegłem prawidłowości, które można by ująć w ramy związku przyczynowo-skutkowego. Informacje traktuję więc czysto ciekawostkowo.

Czytając wykres gołym okiem widać, że bessa miarkowania miała miejsce w latach 2018 i 2021, z czego szczególnie dotkliwy był ten drugi rok z wynikiem 18,8%.

Miarkowaniowe Eldorado przypadło natomiast na rok 2020 ze średnią 47,3%.

Sytuacja w 2022 to odbicie na poziom nieco powyżej średniej – 34,7%.

Jeżeli chodzi o rok 2023, na którego półmetku piszę ten tekst, nie spodziewam się, że sytuacja będzie gorsza. Może nawet oceniając wyroki wydawane obecnie przez sądy zobaczymy dalszą wspinaczkę wyniku w górę. Wyroki wydawane w 2023 roku mogą już dotyczyć inwestycji z czasów COVIDowych, a może nawet wojny w Ukrainie. Okoliczności te mogą znaleźć wyraz w miarkowaniu. Nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której wykonawca nie jest w stanie udowodnić precyzyjnie wpływu pandemii czy wojny na swój kontrakt, więc sąd nie ma podstaw, żeby zwolnić go co do zasady z kar umownych, ale jednocześnie wiedzą powszechną jest, że negatywne zjawiska wpływały in minus na realizację umów, więc można je bardziej ogólnikowo wykorzystać jako uzasadnienie miarkowania.

Metodologia

W badaniu wzięliśmy pod uwagę 225 publicznie dostępnych wyroków.

Wyroki wydane zostały w latach 2017-2022.

Nie wszystkie wyroki dotyczyły branży budowlanej, jednak odpowiadała ona za większość orzeczeń.

Uwzględniliśmy wyroki sądów apelacyjnych, w których zarówno sąd I jak i II instancji:

a. uznał obciążenie karą umowną co do zasady,

b. wypowiedział się co do miarkowania.

Wyjaśniając intencje stojące za tym kryterium doboru – w ten sposób uzyskaliśmy wyniki miarkowania z różnych „poziomów” sądownictwa. Co do nasuwającej się uwagi o prawomocności orzeczeń patrzę na tą kwestią w ten sposób, że każdy z tych wyroków miał potencjał być „tym prawidłowym”, w znaczeniu – ostatecznym. Brak złożenia apelacji czy skargi kasacyjnej przez ocenę ryzyka czy brak środków na wpis mógł doprowadzić do tego, że orzeczenia mogły być finalnym rozstrzygnięciem wiążącym strony.

Łukasz Mróz

Od wielu lat swoją wiedzą na temat prawnej strony kontraktów budowlanych dzielę się online jako pisząc teksty, nagrywając podcasty i wideo.

Napisz komentarz

Sprawdź także