lip 20, 2023

Łukasz Mróz

Przebudowa obiektów zabytkowych – Magda Jarczykowska #221

Ćwierć wieku. Tyle doświadczenia zawodowego jako architekt ma pani Magda Jarczykowska, Architekt Prowadzący w firmie Demiurg.

Gros z tego doświadczenia nabyła przy przebudowach. O nich właśnie porozmawialiśmy dłużej. 

Poruszyliśmy wątki takie jak specyfika inwestycji polegających na przebudowie, przywracanie blasku obiektom zabytkowym i adekwatność ryczałtu do tego typu realizacji (SPOILER ALERT – adekwatny nie jest). 

Praca z istniejącym budynkiem vs tworzenie nowego z perspektywy architekta

MJ – Muszę Pana zaskoczyć, bo w moich 25 latach doświadczenia te inwestycje dotyczące renowacji, przebudów itd. stanowiły przynajmniej 80% realizacji.

ŁM – Przyznam się, że czuję się trafiony. Wydaje mi się, że to co bardziej nośne, medialne to przecinanie wstęg przy czymś nowo zrealizowanym. Takie pokazywanie „Idziemy do przodu!”. A tymczasem z tego co Pani mówi tych wstęg troszkę się też naprzecina w tym co już istniało, ale teraz istnieje w lepszej edycji.

MJ – To jest takie przywracanie budynków do życia, wracanie im dawnej świetności. Muszę Panu powiedzieć, że chyba stanowi największą satysfakcję, jeżeli z budynku, który chyli się ku upadkowi albo jest w stanie, który już nie pozwala na jego użytkowanie, robimy coś, co znowu służy. Budynek znowu żyje.

ŁM – To właściwie była rzecz nad którą się zastanowiłem przygotowując się do naszej rozmowy. Nie jestem architektem, ale z racji działania w branży budowlanej mam kontakt z architektami. Chodziło mi po głowie czy z perspektywy architekta praca tego rodzaju nie jest postrzegana jako mniej pożądana. Czy nie ma tutaj pokusy myślenia „Nie kreuję czegoś nowego, nie odbijam swojego stempla na rzeczywistości tworząc od podstaw coś swojego, ale gdzieś tam po kimś uskuteczniam lepszą wersję, modernizuję, poprawiam, remontuję”?

MJ – To jest zawsze trudna kwestia. Po pierwsze mamy ambicję architekta. Po drugie jest kwestia uszanowania tego, co było wcześniej, przebudowania tego w taki sposób, żeby tą główną myśl architektoniczną zachować. Oczywiście, że fajnie jest projektować od zera. Wtedy można zrobić coś zupełnie innego, a tutaj jednak obracamy się w takich ramach, które są już ramami zamkniętymi. Mamy pewne ograniczenia wynikające z przepisów, ze stanu budynku. I chociaż jesteśmy w stanie je przezwyciężyć trzeba wziąć jednak pod uwagę, że taki budynek jest dużo większym wyzwaniem, niż zrobienie czegoś, mówiąc kolokwialnie, w szczerem polu.

Przebudowa poddasza Pałacu Kazimierzowskiego

ŁM – Chodzi Pani po głowie jakiś projekt, który zapadł Pani szczególnie w pamięć na przestrzeni tych lat pracy?

MJ – Oj, wiele mam takich projektów. Projekt, który jest teraz realizowany i który jest szczególnie bliski mojemu sercu, bo był jednym z pierwszych projektów, które realizuję tutaj w Demiurgu, to przebudowa poddasza Pałacu Kazimierzowskiego w Warszawie, na Uniwersytecie Warszawskim. Te poddasze jest niezwykłe, ma unikalną konstrukcję, niespotykaną na miarę światową. Naszym priorytetem było, żeby ją konstrukcję wyeksponować.

ŁM – A co jest takiego unikatowego w tej konstrukcji?

MJ – Jego budowa. To nie są zwykłe krokwie i belki. Te krokwie i belki są w kształcie litery V. Sama wysokość tego poddasza jest unikatowa, bo w środku rozpiętości do kalenicy mamy 9 metrów, więc jest to ogromna kubatura. Wykorzystywana będzie na spotkania, dla studentów i dla wykładowców Uniwersytetu Warszawskiego.

Przebudowy a nurt zero waste

MJ – Weźmy jako przykład inwestycję w kamienicy. Zostaje tylko ściana frontowa. Cała reszta jest nadbudowana już bardziej nowocześnie. Powstaje też oficyna i powstają mieszkania, które są w centrum miasta, czyli wykorzystujemy w pełni substancję miejską, która jest już teraz w deficycie. Dlatego my w pracowni

kierujemy się tym duchem, żeby wykorzystać to, co mamy. Zarówno w trosce o ekologię, o środowisko, jak też o funkcjonowanie w nurcie zero waste i minimalizmu. Takie przebudowy doskonale wpisują się w ten nurt.

Chociaż tak naprawdę robiliśmy to wcześniej. Robimy to od kilkunastu lat natomiast dopiero teraz takie działania zyskały taką nazwę. Dopiero teraz jest taka presja, czy może raczej trend, żeby wykorzystywać te stare budynki, żeby wpisywać się w tkankę miejską. Wpisuje się to też w nurt odejścia od konsumpcjonizmu.

Dla mnie te wszystkie nurty w życiu są powiązane. Minimalizm zarówno w życiu, jak i też minimalizm w zakresie wpływu na środowisko. Projekty takie jak nasze doskonale się w to wpisują.

Z kim dobrze się współpracuje przy przebudowach obiektów zabytkowych

ŁM – Wyobrażam sobie, że tutaj dobrze współpracuje się z ludźmi, którzy mają szacunek do przeszłości. Sam pracując widzę różnicę między takim czystym pragmatykiem, burmistrzem czy prezydentem miasta albo jakimiś kadrami w działach inwestycji, a – w cudzysłowie – ludźmi sztuki. Zdarzało mi się na przykład rozmawiać z ludźmi, którzy zarządzają teatrem czy filharmonią powiedzmy, o inwestycjach budowlanych w tych obiektach i była dostrzegalna różnica. Wydaje mi się, że u ludzi sztuki łatwiej znaleźć dostrzeganie wartości w tym, że zachowamy jakąś tkankę, ducha czasu danego budynku.

MJ – Ludzie, którzy pracują w inwestycjach w gminach czy w urzędach miast, to w większości budowlańcy lub architekci z wykształcenia. I z nimi pracuje się dobrze. Jeżeli są to natomiast menadżerowie czysto zapatrzeni w tabelki w Excelu, to już jest trudniej. Jeżeli są to ludzie sztuki, to oczywiście jest łatwiej zaszczepić im swoje idee i przekonać ich do tego, że być może nawet możemy to zrobić trudniej, w porównywalnych kosztach, a może nawet trochę drożej, ale wydobędziemy z tego budynku to coś, co jest dla niego charakterystyczne i istotne.

Różnice w przygotowaniu przebudowy zabytku a budowy nowego budynku

ŁM – Czy i jakie różnice widzi Pani w takiej inwestycji, w jej przygotowaniu versus to co mamy w budowaniu od zera.

MJ – Przede wszystkim przy przebudowach kluczową kwestią jest wykonanie starannej i prawidłowej inwentaryzacji.I to niezależnie od tego w jakiej formule będą one realizowane – w zaprojektuj i buduj czy w odrębnych projektowaniu i budowie.

Ogromnie istotne jest to, żebyśmy w tym procesie mieli partnera w postaci inwestora czy zatrudnionych przez niego inspektorów, którzy zdają sobie sprawę z tego, że w takim obiekcie mogą zdarzyć się niespodzianki. Bo jeszcze nie było takiej realizacji w mojej karierze, w której obiekcie przebudowywanym nie natrafilibyśmy na niespodzianki. Przyjemne lub mniej przyjemne, ale zawsze były.

ŁM – Ok, wyobraźmy sobie teraz, że wyciszamy cały sektor inwestorski z możliwości odsłuchania tej części rozmowy, więc możemy mówić otwartym tekstem. Jak z Pani doświadczeniami w tym zakresie?

To o czym Pani mówi wydaje mi się wiedzą tak oczywistą, że nawet ja, nie mając jakiejkolwiek wiedzy projektowej, będąc zupełnym laikiem przyjmuję, że najzwyczajniej w świecie coś się pojawi. Jak ocenia Pani, patrząc przekrojowo, podejście sektora inwestorskiego do tej świadomości, że tutaj ryzyko niespodzianek jest i trzeba zachować elastyczność na ich wystąpienie?

MJ – Muszę powiedzieć, że na plus. W miarę upływu czasu.

Na początku mojej kariery inwestorzy byli bardzo sztywni. Nie przyjmowali tego, że przecież można było wykonać starannie inwentaryzację. Nie przyjmowali tłumaczeń, że pomieszczenia były niedostępne. Albo że bez odkrycia większej ilości elementów budowlanych nie jesteśmy w stanie stwierdzić tak naprawdę stanu zachowania czy stanu przydatności do dalszej eksploatacji. Oczywiście robiliśmy ekspertyzy, odkrywki, wszystko było potrzebne. Jednak prawda jest taka, że żeby pozyskać 100% wiedzy, trzeba odkryć 100% tego, co jest pod spodem.

Z początkiem mojej kariery podejście do tego problemu było bardzo sztywne. Potem zaczęło się coraz bardziej uelastycznia. W tej chwili muszę powiedzieć, że rzadko się zdarza taki inwestor, który niejako z urzędu mówi „No nie, przecież nie zapłacę”.

Porada dla młodych architektów

ŁM – Wyobraźmy sobie, że tego odcinka w drodze do biura projektowego słucha młoda architekt czy młody architekt. Gdyby miała Pani przekazać jakiś pakiet wskazówek co do tego, jak architekt może przyczynić się do limitowania ryzyk, które przy takiej inwestycji pojawić się mogą byłoby to…

MJ – Uniknąć ryzyk? Nie ma szans.

Limitowanie ryzyk to jest w pierwszej kolejności prawidłowo zrobiona inwentaryzacja z wykorzystaniem wszelkich możliwości narzędzi, które w tej chwili są na rynku. Tutaj nie zamykamy się chociażby na skany 3D, które robimy w przypadku niektórych obiektów.

Następnie – wiedza techniczna. Zarówno wykonawstwa, jak i projektantów. Wspólna praca tych dwóch grup jest naszą siłą. Ja czerpię z wiedzy kierownika budowy, on czerpie z mojej wiedzy. Ja jestem bardziej biegła w przepisach, on jest bardziej biegły w realizacji. Mimo tego, że na tych budowach też spędziłam ileś tam lat, to oni są po prostu od nas lepsi, my jednak pracujemy zza biurka. Z drugiej strony nam doświadczenie daje to, że ja jako architekt jestem w stanie zinterpretować przepis, a nie słuchać go bez zrozumienia. Jest częstą bolączką na wszystkich przebudowach, że wszyscy chcą przenieść tak dokładnie, jeden do jednego, istniejące przepisy na budynek, który jest niemożliwy do dostosowania. No i tutaj mamy drogę przez starostwo, ministra czy straż pożarną. Można ją przebyć, tylko trzeba tą właściwą drogę umieć znaleźć.

Łukasz Mróz

Od wielu lat swoją wiedzą na temat prawnej strony kontraktów budowlanych dzielę się online jako pisząc teksty, nagrywając podcasty i wideo.

Napisz komentarz

Sprawdź także